sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział VI

- Demony? Ale jakie demony, o czym pan mówi?

Immaterium zamieszkują... diabły, chochliki czy jakie czorty?

- Istoty zamieszkujące Immaterium nazywamy demonami, są one stworzone z zmaterializowanej, zanieczyszczonej energii, która...
DUP!
Że ki diabeł?  Coś tam walnęło i to ostro, coś jak kamień o kamień.

- ...one zaprzeczają prawidłowej kontynuacji...
CHRUP!
Nagle wszystko zaczyna się trząść, cała komnata, pochodnie zaczynają spadać i chyba sufit się kruszy, a dziadek nadal coś mówi, gada nie zwracając uwagi na to co sie dzieje.

- Proszę pana to miejsce zaraz się zawali musimy je opuścić! Teraz!

-... Supra Uniwersum...

Próbuje go ciągnąć ze sobą, ale nie idzie, tak jakby ważył co najmniej z tonę lub dwie.

- Nosz kuźwa niech pan się ruszy bo inaczej
tu zginiemy!

A ten nadal tkwi w miejscu jak wmurowany. Kat kurwa demet! Niecałe parę metrów od nas uderzyły kamienie, najpewniej z sufitu, jakim cudem nie zraniły nas odpryski? Nie wiem i wali mnie to, chcę się wydostać na zewnątrz, najlepiej TERAZ! Chromolić tego gościa!
Próbuje się obrócić, gdy nagle czuję, że nie mogę... coś kurczowo trzyma moje prawe ramię. Odwracam się w tamtą  stronę, gdzie zamiast starego pomarszczona dziadka widzę rycerza w szarawej zbroi składającej się chyba z salady i brygantyny na których ponownie znajduje się płonąca róża, jednakże zamiast dwóch czaszek znajduje się tam czerwony krzyż. Mrugam zaskoczony. Widzę z powrotem dziadka. Co do diabła? ! Mój mózg tego nie ogarnął. I zapewne nigdy zrozumie.
Nagle dziadek z zaskakująco dużą siłą  przysuwa mnie do siebie, jasna cholera on jest piekielnie silny!
- Czy jesteś z nami?
ŁUP-ŁUP!
My tu gadu gadu, ale sufit się nam nawala na łby!

- O co panu chodzi? Puszczaj mnie człowieku zaraz obydwoje tu zginiemy!

- Czy jesteś z nami?

Ale z kim? Z Supra Uniwersum? Pewnie tak, ehhh niech mu będzie.

-Tak jestem z wami, puść mnie!

Głos mi drży, ziemia drży, tylko dziadek jest spokojny.

- A więc słowo się rzekło.

Czuję, że mnie puszcza. Biegnę przed siebie z całą osiągalną prędkością.

- KURWAAA!

Rycze jak zarzynane zwierzę podczas mojej szaleńczej gonitwy w stronę światła  i jednocześnie wyjścia, gdy nagle będąc parę metrów od światła jakiś kamulec przeleciał obok mojej głowy. Dalej stary ostatni metr! Nagle podłoga się pode mną  załamała. Zacząłem spadać w ciemność. Ku mrokowi. O japierdole. Co za walnięty dzień... tracę przytomność.
 BUDZĘ się. Boli... znaczy, że żyje. Okej a więc gdzie jestem tym razem? Czyżby tym razem nawiedzone piwnice rozwalonej twierdzy? A może powtórka lasu? Zobaczymy.  Staram się poruszyć, jednakże czuje się tak jakby każdy atom w moim ciele ważył z tonę. Pięknie kurwa, pięknie. Czuję, że ktoś nadal trzyma mnie za ramiona i energicznie nimi potrząsa.

- Proszę pana czy wszystko w porządku? On nie oddycha! Pomocy!

Dziwne ktoś próbuje mnie ratować, gdzie ja jestem? Co się stało z dziadkiem? Nie wiem, śpij idioto. Otwieram oczy, jestem gdzieś tam. Próbuje usiąść, jednak ktoś delikatnie, lecz stanowczo trzyma mnie w pozycji leżącej. Nagle fala bólu zaczyna mnie zalewać. Coś dudni i rozsadza czaszkę od środka! Zaczynam jęczeć z bólu bo nie mam na nic innego siły. Nagle słyszę damski, kojący głos.

- No już skarbeńku, ćśśśś, to tylko płyn rdzeniowo-mózgowy. Od tego się nie ginie zazwyczaj, nie martw się będzie dobrze. Ktoś na pewno przyjdzie z pomocą.

Próbuje spojrzeć na twarz tej dziewczyny? Chyba dziewczyny, może kobiety, nie wiem. Cholerne słońce daje po oczach, nic nie widzę!

- AAAAAAHAHAAAA!

Czemu mam wrażenie jakby coś mi wpływało do mózgu?! To boli! Ale powoli zaczynam czuć moje ciało. To się liczy na plus. Nagle moja głowa uderza tyłem o ziemię. Auć to bolało.

- Ale... ale to niemożliwe! Twój płyn rdzeniowy... on wpływa z powrotem.

Chyba zaczyna się ode mnie odsuwać, chyba. Siadam, a raczej próbuje usiąść, co zapewne wygląda jak próba robienia szpagatu przez słonia. Zapewne zaraz ktoś zakrzyknie po Green Peace bo wieloryb wyszedł na brzeg, w skrócie: chujowo się czuje. Hmm a to ciekawe. Pierwsze co wręcz rzuca się w oczy to zabudowa jakby charakteryzowana na średniowiecze. Leżę na ziemi a przedemną znajduje się taki typowy kościół oraz domy z miksu wieków średnich współczesności. Sam kościół jest zrobiony w stylu... niech no ja zgadne. Romańskim. Jest on średnio wysoki, zbudowany z jakiegoś białego kamienia, może marmuru? Mniejsza o to z jakiego on jest kamienia, widzę jaki kontrast wobec niego stanowią wręcz współcześnie zbudowane domostwa, które znajdują się tuż obok. Panele słoneczne, anteny satelitarne... zapewne jestem w jakimś mniejszym miasteczku. Wstaję. Patrzę na dziewczynę, która do mnie mówiła. Wydaje się być nadal wystraszony,  ale nie przerażona. Jak tak przyglądam się uważniej, jestem zmuszony stwierdzić, że jest naprawdę piękna! Boże te piękne zielone głębokie oczy, ahh można by się w nich utopić, ten delikatny nosek, pełne usta i długie, ciemne włosy. I o panie te piersi, niczym góry, idealnie wpasowywujące się w jej figurę. Przez chwilę serce przestało mi bić. No Marek już ogarnij się!

- Emm... cześć. Kim jesteś?

Ale ona ma piękny głos... skup się do jasnej ciasnej! Przestań się slinić i jej odpowiedz!

- Ja... t-t-ten tego...

WEŹ SIĘ W GARŚĆ CHOLERO! TO TYLKO JEDNA DZIEWCZYNA, A TY SIĘ ZACHOWUJESZ TAK JAKBY STANĄŁ PRZED TOBĄ CAŁY ODZIAŁ PANCERNY! Dobra nie krzycz! Już się ogarniam!

- J-jestem Marek, miło cię poznać...

- Ewelina, ale przyjaciele mogą mi mówić Ewa.

A teraz geniuszu zbrodni czy zaszalejesz i przyjmie, iż uznaje cie za przyjaciela? A raz kozie śmierć, jedziem z tym koksem.

- Miło mi cię poznać Ewa, wybacz, ale zadam trochę głupie pytanie.

- Proszę, pytaj.

- Gdzie ja jestem?

Czy mi się wydaje czy ona zaczęła nagle patrzeć na mnie życzliwiej? Za pytanie? Nie, takie cuda się nie zdarzają.

- Obecnie jesteśmy w miejscowości Rin Dzi, która jest jednym wielkim punktem werbunkowym do Zakonu.

Jakiego zakonu? A Zakonu Oczyszczenia. To jednak nie wyjaśnia pewnej kwesti...

- Skąd ja się tu wziąłem?

Spojrzała na mnie z politowaniem i rozbawieniem. Mruga do mnie.

- Nie wiem, może ty mi odpowiedz?

Czuję, że zasycha mi w ustach skoro to jest punkt werbunkowy Zakonu to znaczy, że znajduje się w Teeminusie... czyli wszystko to co wydarzyło się wcześniej nie było ułudą? ! Aż prawie upadłem, jednak ona była szybsza i złapała mnie. Ale ona pięknie pachnie.

- Może pójdziemy do karczmy musisz chyba odpocząć i przy okazji opowiesz nieco o sobie co ty na to Marek?

Zawsze! Z chęcią!

- J-jasne chodźmy, nie najlepiej się czuje.

- Dzban wina korzennego każdego postawi na stopy.

Poszliśmy.





Witam wszystkich oto od dawna wyczekiwany rozdział! Wybaczcie za zwłokę, lecz teraz będziemy szli jak burza! Mam nadzieje, że rozdział wam się spodobał! :D miłego dnia!
 

5 komentarzy:

  1. Stary jesteś lamką ;-; za długo karzesz im czekać xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Świetny rozdział człowieku! :D

    OdpowiedzUsuń